Opiekuni do puuupy

Jakoś tak kiedyś trafiłam na „zmiankę”, bo trzeba było i wyszłam, jak Zabłocki na mydle. Przyjeżdżam, a tu syf, kiła i pełna mogiła. Łazienka do sprzątnięcia, szafa zawalona nic w lodówce i najpierw trzeba było poznać babcię, zapoznać się z rodziną i potem opierdziulić zmiennika, bo przecież facet. Rany kota! Są też faceci, co lepiej zmywają niż ich własne żony. Ale w tym wypadku to była jedna, wielka masakra. Brudno wszędzie, ciemno wszędzie co to będzie, co to będzie?!!! Zostałam wkopana nieźle, bo się okazało, że oprócz babci miałam jeszcze dziadka. I ja tak sobie myślę, że wpadłam z deszczu pod rynnę… Wsparcia nie było…

Kto chce opiekuna?

Przeważnie szukają ludzie w miarę majętni opiekunów do pracy w Niemczech. A my, jeśli już jesteśmy przed nimi na wymianie, to denerwujemy się za każdym razem, czy szczęśliwie dojadą na miejsce i czy będziemy w stanie ich dobrze przywitać? Pewnie dlatego też pieczemy jakieś ciasto na powitanie, robimy zapasy na start, by nasi zmiennicy mieli dobrze. Ja tam jeszcze robię łazienkę na błysk, przygotowuję jedzonko dla zmiennika i podopiecznego, zwalniam szafę, żeby wejście kumpla, czy kumpeli było w pełni przygotowane, łącznie ze zmianą pościeli. Ja tam zawsze, ale kiedyś najpierw robiłam, żebym potem była.

Dilerka

Niby nie mamy namacalnego dowodu do czynienia z tym wszystkim, ale może być, że jesteśmy zmuszeni działać i to robimy. Zdarza się bowiem, że nawet przypadkowo spotykamy się z tym tematem na wyjeździe do Niemiec w roli opiekunki i zastajemy takie coś. Zmienniczka albo pali trawkę, albo zażywa coś tam innego, a my na to trafiamy i w zasadzie nie wiemy jak się z tym uporać i pomimo wszystko kryć taką osobę. Taki człowiek musi sam podjąć decyzję, a my tylko możemy pomóc jakimkolwiek sposobem, byle by było to adekwatne do człowieka i jego charakteru. Trzeba chyba wymyślić jakiś sposób, by pomóc.

Śląsk

Żeby jechać na Śląsk, to musimy znać trochę język śląski, bo bez tego ani rusz. Ale zdarza się, że jedziemy do opieki i wcale nie do Niemiec. Tylko że i tak trzeba poznać język tzw. „tubylców”. To zawsze wskazane przy tego typu wyjazdach. Gwary regionalnej trzeba się uczyć. I tutaj w przypadku śląskiej gwary mogę przytoczyć chociaż parę słów i tak np. krupy-kasza, krauza-słoik, skorzica-cynamon, rozwor-imbir, oberiba-kalarepa, dodać korzyni-dodać pieprzu. Jest to fajne, ale fajniejsze jest posługiwać się „gwarum” i błysnąć elokwencją. Niech ten stary język się zachowa, bo ma swoją wartość narodową i sentymentalną.

Kuchnia

Stare przysłowie pszczół, ( Gucio z „Pszczółki Mai” ) mówi, że gdzie kucharek 6, to nie ma co jeść.  Ale w zasadzie jest to poniekąd prawda, bo moim zdaniem może tak być, ale totalnie przez organizację pracy w kuchni. Pewnie dlatego jedne restauracje są obarczone ciągłymi rezerwacjami i wtedy nawet trzeba je robić na miesiąc do przodu. Może to także zależy od dobrych kucharzy. Także są inne, które pomimo starań szefa kuchni i jego współpracowników nie mają takiego obrotu, albo sami kucharze mają to serdecznie gdzieś. Chyba trzeba się tym zająć, bo naprawdę ludzie chcą jeść. Szkoda, że już nie ma tradycji jedzenia niedzielnego obiadu w knajpie. Ja jeszcze to pamiętam.

Psiaki

Psiaki, to niesforne zwierzęta i potrafią nieźle napsocić, choć czasami widzimy, że robią to nieudolnie. Takie rzeczy są zazwyczaj u szczeniaków, które chcą się wiecznie bawić i wygłupiać. Lecz i tak powoli musimy je przystosowywać do dorosłego życia. Chyba najlepiej to wykorzystać już na początku, by potem mieć w nich przyjaciela do końca dni takiego psiurka. Ważna dla pieska jest nasza przyjaźń, dbanie o niego i ciągła nauka (także dla nas). Przecież mamy psy przewodniki w terenie (np. w górach), policyjne, psy dla ludzi niewidomych, czy psy nawet dla cukrzyków. Są także rasowe psy championy, ale to już inna bajka…..