Jak to z „fajkami”…

Opiekunka i fajki to masakra dla rodzin zatrudniających. Kurcze, jakby to była cholera, czy AIDS, albo wirus Ebola. Jak zatrudniają to przecież mają w papierach napisane, że człowiek pali. Ja też nie święta, bo jestem jaraczką (nie mylić z teatrem im. Jaracza) i czasami bez tej fajki to nie ruszam i tyle. Kwestia taka, że w niepalących rodzinach mam szacunek i nie jaram w domu. No to zostaje jakiś balkon, albo wyjście na zewnątrz. Chociaż miałam takiego sąsiada, który czekał na mnie i na moment, kiedy nie mogłam wyjść i musiałam palić w oknie. Fajnie było, bo mieszkał na przeciwko  i machaliśmy sobie nawzajem nie wspominając, że jaraliśmy razem w oknach…

Dodaj komentarz