Kradzione jabłka

U nas to się nazywa juma, czyli kradzież za granicą. Na początku lat 90-tych po zburzeniu muru berlińskiego ludzie zaczęli jeździć na zachód i kraść z przemytem do Polski. Przygraniczne markety były chyba bombardowane najazdem takich złodziei. Tak się zastanawiam, jak oni to rozwiązywali, skoro przyjeżdżał cały autobus turystów z PL-u i oczywiście na jumę.

Także zdarzają się kradzieże, a ja nazywam to „uczciwymi” kradzieżami, bo polega to na tym, że bierze się coś, co zalega i nikt tego nie zbiera. O ironio, sama dzisiaj tak zrobiłam. Wracając z urzędu pracy sama nazbierałam pełną torbę jabłek w bezpańskim starym sadzie i jeszcze załapałam się na „szarą renetę” która jest najlepszym jabłkiem na szarlotkę….

Dodaj komentarz