Opiekuni do puuupy

Jakoś tak kiedyś trafiłam na „zmiankę”, bo trzeba było i wyszłam, jak Zabłocki na mydle. Przyjeżdżam, a tu syf, kiła i pełna mogiła. Łazienka do sprzątnięcia, szafa zawalona nic w lodówce i najpierw trzeba było poznać babcię, zapoznać się z rodziną i potem opierdziulić zmiennika, bo przecież facet. Rany kota! Są też faceci, co lepiej zmywają niż ich własne żony. Ale w tym wypadku to była jedna, wielka masakra. Brudno wszędzie, ciemno wszędzie co to będzie, co to będzie?!!! Zostałam wkopana nieźle, bo się okazało, że oprócz babci miałam jeszcze dziadka. I ja tak sobie myślę, że wpadłam z deszczu pod rynnę… Wsparcia nie było…

Dodaj komentarz